Bzura
Piękna pogoda, cudna okolica i ładne choć niewielkie ryby. Tak w skrócie można podsumować nasz wypad nad Bzurę. Ale zacznijmy od początku.W rolach głównych : Jacek, Paweł i Tomek...czyli ja:)
Wyjeżdżamy z Grodziska punktualnie o 3 rano. Kierunek ujście Bzury do Wisły. Pierwszy raz udajemy się w tamtą okolicę więc ze znalezieniem miejscówek mamy spory problem. Trochę błądzimy i w końcu postanawiamy pojechać w okolice mostu w Witkowicach.Wysiadam na chwile z auta i znajduję powyżej mostu kilka obiecujących miejscówek.
Jest możliwość także łowienia na tyczkę, więc Paweł będzie miał okazję sprawdzić na liściu jaki jest uciąg:). Zaczynamy przygotowania do łowienia. Mamy fart, bo wschodzące słońce kryje się za drzewami i dopiero w okolicach południa zacznie nas męczyć. Z drugiej strony cień jest sprzymierzeńcem komarów. Trudno! Ja i Jacek łowimy na feedery. Trzeba powiedzieć, że ciągnie dość mocno. Koszyczki 80 gram nie są w tych warunkach przesadnie ciężkie, a bywało przecież, że o tej porze roku na Bzurze łowiłem nawet na 20 gramowe podkarmiacze. Paweł od początku postawił na tykę i mocno orze dno Bzury. Woda żyje i dość szybko na zestawach meldują się pierwsze ryby. Przeważnie są to płotki i gigantyczne ukleje.
Tą ukleję zmierzyłem – mój nowy rekord, miała 21,3 cm !!!
Paweł nawet krzyknął zza krzaka, że jeśli tak ładnie będą brać to samymi płotkami zrobi wynik z 7 kilo. Jak się później okazało, chciało by się rzec ”nie chwal dnia przed zachodem słońca”.:).
Na razie jest jednak dobrze. Paweł po jakiejś godzinie łowi swoją pierwsza w życiu brzanę. Mała, ale cieszy. Gatunek zaliczony. Paweł już wie, że nawet taka niewielka barwena potrafi dać popalić.
Jacek siedzi parę metrów ode mnie, ale nie jest zadowolony ze swojego łowiska. Ryba w jego łowisku troszkę gorzej bierze, dodatkowo ma sporo zaczepów. Jeszcze chwila i przeniesie się w inne miejsce.
Miarka się przebiera, kiedy w zaczepie niedaleko brzegu traci całkiem niebrzydkiego leszka. Fajna miejscówka zajmowana od rana przez innych wędkarzy została zwolniona, więc po co siedzieć w zaczepach.Paweł wyciąga na tyczkę leszcza średniaka i jak się później okazało, chyba największa rybkę dnia dzisiejszego.
U mnie cały czas się coś dzieję, ale rozmiary ryb (poza uklejami) raczej niewielkie. W łowisku przeważają małe kleniki, ukleje i od czasu do czasu na zestawie melduje się płotka lub kiełbik.
W końcu i ja zostaje „rozdziewiczony”:) Trafiam pierwszą w życiu certę. Również niewielką bo 23 cm, ale cieszę się, bo zaliczam kolejny gatunek Podczas tej wyprawy łowię jeszcze 2 certki, jednak również małe.
Paweł przed południem trafia drugą brzanę. Tym razem wąsata piękność zagrała mu na feederze. (Po pewnym czasie brania na zestawie skróconym były rzadsze i Paweł postanowił złożyć tykę) Ta barwena jest deczko większa, ale do wymiaru jeszcze jej sporo brakuje.
Niestety im więcej słońca tym rybka słabiej gryzie. Poza ukleją oczywiście, która opanowała łowisko. Nieważne czy na końcu zestawu jest biały, pinka, czy pęczak. Ukleja zje wszystko. Dobrze, że nie łowie na żywca, bo wtedy bym się ostro zdziwił hehe. Trochę to denerwujące, bo ledwie człowiek postawi wędki na podpórce, a już szczytówka trzepie jakby leszcz co najmniej z półtora kilo postanowił odwiedzić zanęcone miejsce.
W tym czasie postanawiam zrobić trochę fotek, bo ten odcinek rzeki jest na prawdę godny obiektywu.
Około godziny 13 postanawiamy zwijać się do domu. Rybka bierze słabiej, a my już nad wodą spędziliśmy kilka ładnych godzin. Dziś postanowiłem nie robić fotek całego połowu, bo wysoka temperatura, płytka woda przy brzegu i przede wszystkim brak zawodniczej siaty nie sprzyja przechowywaniu ryb. Szczególnie uklei, których złowiłem chyba z 50. Ogólnie, trafiliśmy sporo gatunków. Złowiliśmy brzanki, certy, leszczyki, płocie, ukleje, kiełbiki, klenie, a Jackowi w nowej miejscówce podeszły niewielkie japonki. Ja i Paweł złowiliśmy pierwsze egzemplarze nie łowionych wcześniej gatunków. Było nieźle!
Tekst i foto:
Tomek ”sircula” Sikorski