KAZUŃ 2
Po treningu na kanale czuliśmy z Pawłem pewien niedosyt. Niby dobraliśmy się do leszczyków, ale chodziły nam po głowie nieco większe rybki. Postanowiliśmy spróbować na Wiśle pod mostem w Kazuniu.
Miejsce dość specyficzne z lewej strony mostu łowi się przy bardzo niskim stanie wody, prawa strona jest lepsza przy wysokiej wodzie. Jako, że nasze rzeki ciągle odczuwają skutki powodzi woda na Wiśle jest ciągle podwyższona. Zaryzykowaliśmy więc z prawą stroną.
Poniżej widok na Twierdze w Modlinie
Teraz kilka słów o mieszance. Rybki dostały od nas dwa kilo zanęty leszczowej „super mondial” wymieszanej z ciężką rzeczną gliną w proporcji 1 do 6. Mieliśmy więc czternaście kilo mieszanki zanętowej. Do tego dodatki epiciene, piernik, i obowiązkowo dwa opakowaniu super mocnego kleju. W pozostałych kubłach podaliśmy rybką pół litra jokersa z dwoma kilogramami gliny – dowilżonego Aromixem Sensasa o zapachu …ochotki (aromix Vers de Vase)
W kolejnym wiadrze było 450 ml siekanych czerwonych wymieszanych także z dwoma kilogramami gliny. Wszystko dowilżone Aromixem Sensasa o zapachu… czerwonych robaków. (aromix Vers de Terre)Ta mieszanka była skomponowana z myślą o leszczach, które jak wiadomo uwielbiają czerwone robaki. Wszystko podane w kulach.
Na pierwsze nęcenie użyliśmy trzydziestu kul.
Potem było już tylko łowienie. Najpierw przepływanka. Ryb z „pływania” było jednak mało. Ja z przepływanki nie złowiłem nic! Paweł wyjął dwa krąpie. Mało tego na pierwsze branie musieliśmy czekać jakieś 40 minut zanim rybki weszły w łowisko. Taki stan rzeczy nie wskazywał, że rybka będzie brała. Ale brała…
Poniżej stanowisko Pawła
Po jakimś czasie postanowiłem poszukać ryb „ze stopa” .
To był strzał w dziesiątkę – branie następowało co jakieś 10 minut a na haku lądował leszczyk lub krąp. Jedynym przyłowem była wymiarowa certa którą wyjął Paweł.
Kolejne branie, zacięcie i tym razem rybka ucieka z nurtem. Udaje mi się ją zatrzymać tyczką. Szybkie rolowanie, zejście do topu i ładny leszcz ląduje w podbieraku. Po jakimś czasie Paweł odnotował podobne zdarzenie.
Poniżej Paweł i jeden z jego leszczy
Z samego rana udaje mi się przyciąć coś naprawdę dużego – jednak ryba wypina się. Pod koniec łapania podobne zdarzenie odnotował Paweł – na stopa wziął mu prawdziwy okręt – ryba nie dała się oderwać od dna i po krótkiej walce wypięła się. Jak pech to pech! W końcu piątek trzynastego.
Mimo wszystko nasze wyniki były dość zadowalające – mieliśmy grubo ponad 10 kilogramów ryby.
Oprócz tego kilka rybek spadło podczas holu lub dostało hakiem po przysłowiowym pysku. Brania były dość częste. Byliśmy naprawdę nałowieni. To był udany dzień i na pewno jeszcze w to miejsce wrócimy.
MARCIN CIEŚLAK