Listopad na Nowej
Mieliśmy jechać na kanał, ale że pogoda jak zwykle nie pewna postanowiliśmy pojechać gdzieś bliżej. Losowo wytypowaliśmy „Nową” . Synoptycy zapowiadali słoneczny dzień bez opadów. A jaki był słoneczny zobaczcie sami….Teraz kilka słów o mieszance. Postanowiliśmy nie eksperymentować. Jako że łowisko jest dość głębokie nasza mieszanka składała się głównie z glin bez dużej ilości spożywki. W pierwszym kotle rozrobiliśmy glinę wiążącą Trapera, glinę argile Górka a także część Glinki Extra o silnym działaniu smużącym . Stosunek glin był następujący – na trzy kilo argili daliśmy kilo wiążącego trapera i pół kilo glinki extra. Część mieszanki zakleiliśmy bentonitem. Do tego jokers.
W kolejnym kotle wymieszaliśmy spożywkę. Rozrobiliśmy po pół kilo grosa clubowgo sensasa ze stu gramami epiciene i odrobiną jokersa. Całość dowilżyliśmy rozcieńczonym aromixem Gros Gardons. Do tego prażone konopie.
Przyszedł czas na gruntowanie. Mimo iż siedzieliśmy od siebie jakieś 10 metrów nasze stanowiska różniły się znacznie. Paweł łowił na jedenaście i pół metra i miał grunt nieco ponad 4 metry.
Ja łowiłem na dziewięć a mimo to miałem większy grunt o prawie metr. Do tego olbrzymi spadek , bo na jedenastym metrze grunt wynosił grubo ponad 5 metrów! Na szczęście znalazłem półkę gdzie precyzyjnie udało się podać zanętę.
Ranek należał do Pawła. Po podaniu zanęty kubkiem niemal każdy jego wstaw zestawu kończył się rybą. Ja przez pierwsze 30 minut miałem tylko dwie ryby . Potem jednak ryba rozkręciła się i również odnotowywałem brania co wstaw. Płocie brały najlepiej na ochotkę. Próbowaliśmy swoich sił także na pinkę. Łowienie na pinkę kończyło się okoniem, krąpikiem lub całkowitym „unieruchomieniem” spławika. Zmiana przynęty na ochotkę niemal natychmiast skutkowała braniem płoci, które tego dnia brały dość pewnie.
Płocie w obu stanowiskach brały jednak falami. Brania zaczynały się obok kul, potem ryba wchodziła w kule by natychmiast gdzieś przepaść. Sytuacja powtarzała się co kilkanaście minut.
Przyszedł czas na podsumowanie wyników.
Paweł złowił 4440 gram.
Ja miałem 4710 gram .
Po ważeniu rybki tradycyjnie odzyskały wolność
Byliśmy naprawdę nałowieni. Bez większego „napinania się ” połowiliśmy. W między czasie próbowaliśmy skusić jakąś niespodziankę na pęczek robaków , a także robiliśmy małe przerwy śniadaniowe. Gdyby nie to wyniki były by jeszcze lepsze.
To był fajny wypad a listopadowe spławikowanie ma swój niepowtarzalny klimat…