Z tyczką na minusie
Okres zimowy dla wędkarza, który nie łowi na lodzie ciągnie się zawsze w nieskończoność. Ileż to czasu ja czekałem na ten dzień . Dzień 12 luty. W końcu….
Pierwsze spławikowe łowy w tym roku.
Tradycyjnie aura postawiła się przeciwko nam. Jakoś mnie to nie zdziwiło bo zawsze jak mamy z Pawłem zaplanowany wypad na kanał coś z pogodą dzieje się nie tak. Albo deszcz, albo burza, albo…. Tym razem tym albo był wiatr. W sumie wiatr to chyba za małe słowo, sądząc po falach jakie przywitały nas na aleksandrowskim kanale.
Do tego temperatura minus 4 stopnie rano. Wyobraźcie sobie jak było ciepło i jaki wiaterek szalał nad naszymi głowami.
Zamarzało wszystko ochotka , która gdy tylko na chwilę powędrowała w pudełku na tackę umieszczoną przy kombajnie zaraz stawała się sztywna. Zamarzały anteny spławików, śruciny a nawet amortyzatory, przymarzała żyłka do anten spławików. Chyba łatwiej było by wymienić co nie zamarzało tego dnia.
Mimo to łowiliśmy . „Nie po to człowiek jedzie pierwszy raz w tym roku na ryby żeby się nad sobą użalać. „
Tego dnia zrezygnowaliśmy ze stosowania zanęty spożywczej. Według mnie mijałoby się to z celem w tak lodowatej wodzie. Do kotła trafiło tylko 250 ml rozproszonego jokersa i 6 kilogramów ziemi firmy Górek. . Część mieszanki skleiliśmy.
Na wstępne nęcenie podałem 6 kul – wszystkie z podajnika zanętowego.
Paweł zrobił podobnie. Tego dnia kanał silnie płynął. Jako że nie byliśmy przygotowani na takie łapanie gdyż nie wzięliśmy ze sobą lekkich „lizaków” zmuszeni byliśmy łowić lekkimi zestawami na przepływankę z przytrzymaniem. Jakoś trzeba sobie radzić w różnych sytuacjach….
Już na początku w łowisku u Pawła zameldowały się pierwsze ryby jazgarz i okonie. Po jakimś czasie też miałem kilka brań i pasiaste drapieżniki przypłynęły do mnie.
Potem przebudził się białoryb.
Co jakiś czas podawaliśmy kuleczkę joka z kubka. W efekcie raz na jakiś czas spławik wjeżdżał majestatycznie pod wodę.
Paweł trafił też bonusowego leszcza i piękną płoć.
Tego dnia nie rozkładaliśmy siatek więc musicie mi wybaczyć brak końcowej foty z rybami. Po trzech godzinach łapania spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu. Mimo iż rybki „skubały” dłużej nie dało się wytrzymać. Taki był ziąb.
Połamania……..
Tekst i Foto:
Marcin Cieślak